17.7.09

SolidarnościoLogoRykowisko

Wydawać by się mogło, że tak jak istnieją Prawdy Ostateczne, Reguły Niepodważalne, Świętości Najwyższe — są też Idee wcielone w Znaki, których wartość sama w sobie jest na tyle wielka, że nikomu nie powinno przyjść do głowy przydawanie im czegokolwiek. Samą taką myśl należałoby określić mianem barbarzyństwa, świętokradztwa lub innym, może i ciężko-mięsnym, ale przynajmniej powszechnie zrozumiałym sformułowaniem.

Jednakże życie przerasta nasze wszelkie wyobrażenia, a ludzka kreatywność filozofom się nawet nie śniła. Choć może biolodzy coś więcej o tym wiedzą, bo przecież inaczej byśmy pewnie w tym świecie długo nie przetrwali.

Tym, co pozwoliło przetrwać naszemu gatunkowi był nie tyle całkiem spory mózg i jego pofałdowanie, ale przede wszystkim umiejętności społeczne. Jedną z tych cech była solidarność. Solidarność jednocząca wysiłek jednostek w trudach przetrwania. Więź, dzięki której można było zdobywać nie tylko mięso, ale i szczyty. To oczywiście podejście ideowe, bo w historii gatunku relacja ta miewała również nieludzkie oblicze. Jednakże w naszej rodzimej, swojskiej historii, idea solidarności ma swoją, niejako najczystszą postać. I wydawać by się mogło, że pomimo postępującej społecznej erozji, niesie sobą nadal zrozumiała dla wszystkich wartość.

Jako, że w większości przedstawiciele naszego gatunku są wzrokowcami, potrzebujemy ujęcia wartości w symbole. Tymi symbolami są znaki. Znak SOLIDARNOŚĆ takim symbolem był od momentu powstania. Był dlatego, że zawierał w sobie niesłychanie realny ładunek emocji. Jego potęgę niejednokrotnie mniej doceniali sami „użytkownicy” niż ich przeciwnicy. W nocy grudniowej nawet tylko jego cień — pośpieszne „maźnięcie na murze” — znaczyło więcej niż cały znak. To się nazywa Mocą.


(Tatry, 1983)

Noc minęła, przyszły dni dużo jaśniejsze, ale okazało się, że chyba zabrakło… mocy. Czy to percepcja ludzka osłabła, że powszechnie trzeba dodatkowej stymulacji. Czy może wręcz przeciwnie — bodźców za dużo, więc usilnie poszukuje się „dopalaczy”, żeby znany symbol jeszcze coś znaczył. Wydawać by się mogło, że są jakieś granice — a jednak…

Oto w całej uczelnianej i związkowej powadze pojawił się anons o konkursie na… logo Komisji Zakładowej NSZZ SOLIDARNOŚĆ przy Politechnice Wrocławskiej. Jak się okazało — skądinąd całkiem poważne gremium — poszukiwało znaku dla swojej jednostki organizacyjnej. Tak bardzo poważnie, że nawet racjonalne wskazanie głównego znaku związkowego, jako wyłącznego elementu identyfikacji, nie przekonało decydentów. Odpowiedzią był argument nie do odparcia: „wszyscy dookoła tak robią”.


Święta prawda. Jak okiem sięgnąć, na horyzoncie związkowym, co komisja to logo. Ale jak tu się dziwić pomniejszym komisjom, gdy nawet regiony postawiły na radosną logotwórczość w poszukiwaniu wyróżnienia. Jak widać trudno było także politechnikom oprzeć się podobnej pokusie. No to postawili na konkurs.

Z uwagi na charakter instytucji, jaką jest Politechnika, można było jeszcze wierzyć, że konkursowi decydenci wykażą się racjonalnym podejściem. Że przyjmą argumentację wskazującą za niewłaściwe wszelkie zdobnictwo i wybiorą podpowiedziane rozwiązanie standaryzacyjne, porządkujące stosowanie znaku przez jednostki związkowe. Widać jednak wiary nie starcza…

Co prawda przeprowadzonego konkursu nie rozstrzygnięto, ale gdyby ktoś sądził, że decyzja ta podyktowana była cudownie objawionym pójściem po rozum do głowy, będzie w błędzie. Oto dokonano bowiem wyróżnienia 4 projektów, nagradzając je finansowo. Niestety nie opublikowano merytorycznego uzasadnienia dokonanego wyboru.


(znaki opublikowane na stronie internetowej Komisji Zakładowej NSZZ SOLIDARNOŚĆ przy Politechnice Wrocławskiej — nszz.pwr.wroc.pl)

Nie wdając się w analizę gustów komisji i odżegnując się od oceny autorów projektów, bo przecież… logotworzyć każdy może, rzadko lepiej a często gorzej — parę słów o samych projektach w kontekście założeń regulaminowych:

Projekt 1 — karkołomne zestawienie znaku Związku z półorłem. Pomijając podważenie elementarnych zasad stosowania znaku NSZZ SOLIDARNOŚĆ, należy wskazać, że nie jest to nawet nawiązanie w 1/2 do znaku Politechniki, bazującego zresztą na nieaktualnym już herbie Wrocławia (1948-1990), i samo w sobie charakteru identyfikującego uczelnię nie posiada (proj. Judyta Chojnowska).

Projekt 2 — po co użyć w znaku Komisji Zakładowej logo jej Związku? Zamiast znaku jednostki organizacyjnej związku wykreowano raczej nowe logo Politechniki — taki znak Polski Walczącej po zderzeniu z flagą (proj. Piotr Felszyński).

Projekt 3 — jak wyżej. W tym przypadku zaproponowano jakąś pochodną znaku Akcji Wyborczej Solidarność (proj. Dorota Staruk).

Projekt 4 — tym razem, choć zachowano wykastrowany z flagi narodowej znaczek związkowy, to przefarbowano go i nadziano na politechniczny cyrkiel — bardzo bolesne… (proj. Robert Widomski).

Rozdane hojną ręką wyróżnienia mówią nam nie tyle o docenieniu kreatywnego trudu projektantów, co przede wszystkim o dobrze spełnionym obowiązku Komisji. Przyznanie nagród jest bowiem wyrazem uznania dla własnych merytorycznych kompetencji. Jest też nie tylko prezentacją estetycznych preferencji jurorów, ale przede wszystkim jest wizualnym wyrazem poczucia ich związkowej przynależności. Pokazano urbi et orbi, że POLitechnik potrafi…

Strach zapytać, jak wyglądałoby logo spełniające wszystkie wymogi Komisji. Jest jednak szansa poznać odpowiedź, gdyż zapowiedziano kolejną odsłonę konkursu. Co to oznacza? Otóż jedno na pewno — potrzebie wyróżniania się nie można się oprzeć. Wyróżnij się albo zgiń. Ciśnie się jednak na usta parafraza — Giń waść, wstydu oszczędź…